Kolekcjoner emocji (odc. V – ostatni)
To już ostatnia część rozmowy z kończącym futsalową karierę kapitanem „rekordzistów” – Piotrem Szymurą.
W tym odcinku m.in. o bliższej i dalsze przyszłości, roli działacza, nowej tożsamości ekstraklasowej drużyny oraz pożegnaniu z kibicami.
Co dalej zatem, w jakiej roli się sam siebie widzisz – działacza, trenera, w świecie biznesu, polityki lub nauki?
- Polityka – zdecydowanie nie... Kiedyś ktoś powiedział, że polityk to taki człowiek, który dwa razy pomyśli zanim... nic nie powie J Ja zdecydowanie za dużo mówię, więc chyba bym się nie nadawał.. Nie powiem, abym się nią nie interesował, ale wejście w nią w jakikolwiek sposób jest nie dla mnie. A co do innych aktywności powiem tak: zostałem w czerwcu wybrany do zarządu klubu. Słyszałem o swojej kandydaturze, ale mimo wszystko byłem tym lekko zaskoczony. Członkostwo w zarządzie traktuję podobnie jak wcześniejsze kapitanowanie w drużynach, czy „trenerkę”. Tak troszkę znienacka to na mnie spadło, ale cieszę się. Zawsze lubiłem działać. Zresztą w klubie już pełnię funkcję koordynatora szkolenia futsalowego więc nie widzę żadnego problemu aby wcielić się teraz w rolę działacza. Będę się na pewno starał robić co należy, najlepiej jak mogę. Trochę wracając do języka polityki mam ku temu teraz w społeczności klubowej większy mandat niż wcześniej.
Inne aktywności, zakładasz takowe?
- Poza aspektem rodzinnym, o którym już rozmawialiśmy moje zaangażowanie w Rekordzie Systemach Informatycznych jest teraz bardzo duże, pochłania mój cały czas zawodowy, a nawet więcej. Tam także pełnię funkcję kierowniczą dość dużego działu. Można powiedzieć, że teraz tam mam swoją drużynę - nawet liczebnie podobną do tej futsalowej J. Jest to w każdym razie grupa, której przewodzę i mam tam mnóstwo zadań do wykonania. To jest to co mnie dzisiaj pochłania i tam moje zaangażowanie jest i będzie największe.
Z innych aktywności chciałbym być nadal przy trenowaniu młodzieży i choćby w roli koordynatora wykorzystać swoje doświadczenie i liczne kontakty w środowisku. Na pewno chciałbym również ulepszać ten nasz klubowy układ szkolenia piłkarsko-futsalowego. Ten niewielki kawałek czasu, który być może mi zostanie do dyspozycji chciałbym wykorzystać w ten sposób, żeby pojechać gdzieś np. do Hiszpanii, Portugalii i tam zobaczyć jak działają Szkoły Mistrzostwa Sportowego. Podglądnąć jak tam to funkcjonuje i spróbować przenieść jakieś wzorce na nasz teren. Widzę pewne braki w naszym systemie, stąd moja chęć jego modernizacji. To jest mój cel na najbliższy rok, dwa, trzy….To chciałbym zrealizować z punktu widzenia działacza i trenera.
A z jakiej perspektywy będziesz oglądał zmagania, mecze Futsal Ekstraklasy w nadchodzącym sezonie – trybuna VIP, czy może w pobliżu ławki trenerskiej?
- Nie, nie – na pewno nie w okolicy ławki trenerskiej! Powstaje nowa drużyna, nowy twór. I tu wcale nie idzie o fakt, że kończę swoje granie, ale jest to jakiś tam historyczny moment. Mówiliśmy parokrotnie o kolekcjonowaniu przeze mnie emocji, no więc ja doskonale pamiętam chwilę, w której Paweł Machura po raz drugi zerwał ścięgno Achillesa. To zdarzyło się w odległości dziesięciu metrów ode mnie. Widziałem schodzącego z parkietu płaczącego Pawła i dla mnie to był taki symboliczny moment, kiedy ta – jak to określiliśmy – „tłusta w sukcesy drużyna” się skończyła. Paweł był w naszym zespole praktycznie od jego początku, ja byłem jego kapitanem, odejście naszego duetu plus naturalne procesy personalne, jakie miały miejsce po drodze, w pewien sposób zamknęły etap funkcjonowania tej drużyny. Dziś powstaje nowa! Ja byłem mocną osobowością tamtej – wieloletni kapitan, syn prezesa, do tego trener i jeszcze działacz. Każda drużyna musi mieć swoją chemię. Ta, musi to zbudować w jakimś stopniu na nowo, pewne rzeczy ponazywać, poukładać hierarchię, czy zdefiniować. Ja nie chciałbym tym procesie przeszkadzać.
Oczywiście zawsze służę swoją radą i choćby z perspektywy moich obowiązków jako działacza zawsze będę gotowy do pomocy, ale wolałbym to obserwować z lekkiego dystansu, z perspektywy trybun. Absolutnie nie wyobrażam sobie jednak, aby zabrakło mnie na jakimś meczu w hali przy ulicy Startowej, a może nawet na kilka wyjazdowych meczów uda mi się wybrać? Ale moja rola będzie typowo kibicowska. Wszystko w klubie i przy zespole jest na tyle dobrze poukładane, że nie potrzeba niczyjej ingerencji. Natomiast z trenerem czy chłopakami zawsze chętnie się spotkam, pogadam, w końcu z wieloma przeżyłem w jednej szatni wiele lat.
O Twojej decyzji o zakończeniu kariery wiedzą już niemal wszyscy, ale trzeba byłoby to w jakiś sposób może sformalizować? Jak zatem wyobrażasz sobie coś na rodzaj ostatniego meczu-benefisu, pożegnania kibicami? Masz jakieś wyobrażenie czegoś takiego, czy też może były już jakieś rozmowy w tym zakresie?
- Nie, nic takiego nie miało dotąd miejsca. Generalnie rzecz ujmując trochę zaskoczyłem chłopaków mówiąc, że nie chcę niczego oficjalnego robić, organizować. Nigdy nie lubiłem robić wokół siebie „halo” i z tej perspektywy niczego o czym mówisz nie planowałem. Natomiast na pewno chciałbym pożegnać się z kibicami. Życie piłkarza z boku wygląda, że jest takie fajne i super. Ale Ci co byli blisko piłkarskiej szatni wiedzą, że szara codzienność często nie jest taka różowa. Szczególnie po porażkach każdy tydzień to podnoszenie się i walka o to by było lepiej. Między tym wszystkim emocje, adrenalina, zmęczenie itp. Ale moment, w którym wychodzi się na parkiet, na trybunach są kibice to powiedziałbym takie katharsis, gdzie o tym wszystkim co trudne człowiek zapomina bo wie, że robi to wszystko nie dla siebie i że Ci ludzie na trybunach przyszli bo życzą Ci jak najlepiej i są z tobą na dobre i złe. Stąd na pewno z kibicami chciałbym się pożegnać i im podziękować. Może pierwszy mecz nowego sezonu przed własną publicznością będzie akurat dobrą okazją do podziękowania właśnie im?
To jeszcze na koniec naszej rozmowy wspomnijmy o najgłębiej skrywanej, i to w dosłownym znaczeniu, tajemnicy końca poprzedniego sezonu. Bardzo niewielu wie, że kończyłeś tamten sezon z niecodzienną, ale poważną kontuzją.
- Owszem, ale gdzieś przebiło się to do stacji Orange Sport, skoro tam wspomniano o mojej „śmiesznej” kontuzji. Uraz powiedzmy w sumie poważny-niepoważny. Wbicie sobie igły krawieckiej kilka centymetrów w głąb ręki brzmi trochę mało poważnie. Ale rzeczywiście, nie upilnowaliśmy dzieci, które bawiły się tymi akcesoriami. Sprzątając po zabawie nie znalazłem igły, która zaplątała się w łóżku, a w nocy wbiła mi się w rękę. Lekarze powiedzieli mi, że ryzyko, aby stało się coś nadzwyczajnego jest minimalne, więc dwa dni po tym zdarzeniu grałem już w meczu sparingowym z mistrzem Malty. A jak powiedziałem już wcześniej, chciałem zrobić wszystko, żeby dokończyć ten sezon z klasą. Dodam, że ten feralny wypadek miał miejsce na kilkanaście dni przed ligowym meczem z Gattą, a operacja wykluczyłaby mnie z gry na kilka tygodni. Stąd zdecydowałem się, że będę grał z igłą J
To w sumie w ilu meczach wystąpił w Rekordzie człowiek „wspomagany igłą”?
- No raczej wspomaganiem bym tego nie nazwał, właściwe określenie to raczej przeszkadzanie. Z dziesięciu takich spotkań chyba byśmy się doliczyli. Bo były to mecze towarzyskie z mistrzami Malty, końcówka sezonu zasadniczego, pucharowy Final Four i jeszcze play-off o brązowe medale. Ale wszystko jest OK., choć nie był to taki banalny przypadek, skoro skończyło się normalnym zabiegiem operacyjnym, z pobytem w szpitalu, narkozą itp., włącznie.
Zatem zdrowia życzę, powodzenia i wielkie dzięki za rozmowę oraz tych piętnaście lat emocji!
- Również dziękuję, ale żebyśmy tak nie kończyli naszej rozmowy, to chciałem zaznaczyć, że tak całkiem nie rozstaję się z piłką w Rekordzie. Zamierzam bowiem udzielać się w b-klasowej drużynie futbolowej naszego klubu (pierwszy występ P. Szymury odbył się 18 sierpnia br. – przyp. TP). Jeszcze jestem za młody, żeby nic sportowo nie robić, chciałbym się jeszcze po boisku poruszać. A jako, że zawsze lubiłem rywalizację, to wydaje mi się, że to jest odpowiedni motyw i miejsce ku temu. Poza Rekordem sam siebie nie wyobrażam, za amatorskim rozgrywkami nie przepadam, więc wydaje mi się, że to jest niezły pomysł.
Ostatni gol Piotra Szymury w Futsal Ekstraklasie - 14 maja 2016 r., Rekord - Red Devils 3:2
Jeśli więc „dwójka” na trawie, to może i w hali?
- Na razie tylko piłka „trawiasta”, od zawsze chciałem jeszcze pograć na boisku trawiastym i liczę, że takie spotkam w naszej B-klasie, choć słyszałem, iż różnie z tym bywa. Przede wszystkim pod kątem własnego zdrowia chciałbym mieć jeszcze styczność z piłką, a może uda się jeszcze coś zrobić dla klubu, może wywalczyć kolejny awans….?
Dziękuję.
- Dziękuję.
Rozmawiał i spisał: Tadeusz Paluch
Foto: Paweł Mruczek
Kolekcjoner emocji – odcinek I
Kolekcjoner emocji – odcinek II
Kolekcjoner emocji – odcinek III
Kolekcjoner emocji – odcinek IV