Pod presją i ciśnieniem

Emocjonalna sinusoida towarzyszyła pierwszoligowym juniorom młodszym Rekordu od startu niemal do samej mety jesiennych rozgrywek.

Nie był to pierwszy sezon biało-zielonych w tej klasie rozgrywkowej, ale latem doszło do kilku istotnych korekt. Całą, liczną kadrę juniorów młodszych objęli trenerzy – Piotr Jaroszek i Bartosz Woźniak, a jej szeregi zasiliło spore grono zawodników z młodszego rocznika, ale z już z osiągnięciami wśród młodzików i trampkarzy. Wielu spośród nich ma już w swoim dorobku mistrzostwo Śląska sprzed dwóch lat w roczniku 2001 oraz występy w kadrze województwa. Jesień sezonu 2016/2017 „rekordziści” zaczynali więc z nadziejami i obawami. Mniej więcej tak jak przedsezonowe odczucia, tak z grubsza układała się ta runda młodym bielszczanom. Wygrane (czasami niespodziewane), przeplatały się z porażkami (bywało, że zaskakującymi). Nikt lepiej nie oceni ekipy Rekordu z I wojewódzkiej Ligi Juniorów Młodszych, niż jej szkoleniowiec – Piotr Jaroszek.

Start mieliście bardzo obiecujący, pięć spotkań bez przegranej?

- Zacznę od tego, że jakaś część naszego zespołu miała już wcześniej styczność z pierwszą ligą, natomiast dla większości był to pierwszy kontakt z grą na tym szczeblu. Owszem, mieli za sobą grę z juniorami młodszymi, ale co najwyżej na poziomie trzeciej ligi. Identycznie było z nowymi chłopakami, którzy trafili do nas w letniej przerwie. Stąd istotnie były przed startem obawy, a nawet „straszenie” spadkiem z ligi. Bo i takie głosy się pojawiały.

Na całość rozgrywek w minionych miesiącach patrzę z dwóch perspektyw. Pierwszą, którą narzuca tabela są wyniki. Druga – to sam rozwój piłkarski chłopaków. Obie łączy cenne doświadczenie wynoszone z gry w tej lidze. A była ona bardzo wyrównana, praktycznie nie było takiej drużyny, która jakoś zdecydowanie odstawałaby od reszty. Nie zagraliśmy ani jednego takiego meczu, o którym mógłbym powiedzieć, że było lekko, łatwo i przyjemnie. Ale też nie było takiego spotkania z naszym udziałem, w którym nie mielibyśmy nic do powiedzenia. To tylko świadczy o równym poziomie sportowym tej ligi.

Kluczowy dla końcowego wyniku był chyba listopadowy mecz ze Skrą Częstochowa i zwycięstwo 4:2, na finiszu już ewidentnie z zespołu „zeszło powietrze”…

- Może nawet nie tak uszło powietrze z drużyny, jak personalia zagrały tu decydującą rolę. Końcówka rozgrywek drugiej ligi wymusiła na nas roszady personalne. Chcąc zapewnić sobie utrzymanie na tym szczeblu, musieliśmy dokonać pewnych przesunięć do tego zespołu. A jeśli chodzi o najważniejsze mecze tej jesieni, to wymieniłbym takie dwa. Pierwszym było starcie z Gwarkiem Zabrze, do którego przystępowaliśmy po czterech porażkach z rzędu i bez zdobytego gola w tych meczach. Praktycznie cały tydzień przed spotkaniem z zabrzanami poświęciliśmy na motywacje i mobilizację, bardziej niż na prawdziwie piłkarską pracę. I to był nasz najlepszy mecz tych rozgrywek, wygraliśmy 4:0. Życzyłbym sobie, aby mój zespół tak grał zawsze i z każdym rywalem. A drugą kluczową potyczką był rzeczywiście mecz ze Skrą. Od wspomnianej konfrontacji z Gwarkiem wróciliśmy do regularnego punktowania, ale tabela wciąż nie układała się po naszej myśli. Stąd wygrana z częstochowianami była wyjątkowo cenna. A wszystko w tym meczu zaczęło się dla nas źle, do przerwy przegrywaliśmy 1:2. Po obu zespołach widać było nerwowość, presję i duże ciśnienie oraz świadomość wagi punktów z tego spotkania. Szacunek dla chłopaków, że wytrzymali to i zwyciężyli 4:2.

W nawiązaniu do poprzedniego pytania, czy największym mankamentem drużyny, nie jest podejście mentalne?

- To była tak wyrównana liga, że o poszczególnych wynikach, a na końcu o układzie tabeli decydowały detale. Na naszych rezultatach zaważyła m.in. sytuacja kadrowo-zdrowotna. Był taki moment, gdy właśnie ze względów zdrowotnych musieliśmy całkowicie przebudować nasz blok obronny. Na pewien czas wypadł również z powodu kontuzji nasz czołowy strzelec – Daniel Krzempek. A przygotowanie mentalne? Zawsze zwracam na nie dużą uwagę. Bywa tak, że więcej do chłopaków mówię, przekonuję do pewnych rzeczy, tłumaczę i motywuję, niż trenuję z nimi na samym boisku. Są to coraz bardziej świadomi ludzie, ale czasami trzeba im klarownie wyłożyć, co trzeba w życiu robić, aby osiągnąć dobry poziom piłkarski. Czasami też wyjaśnić, co daje im możliwość nauki i trenowania w naszej SMS. Przygotowanie mentalne to nie jest praca na miesiąc, czy dwa. Ale choćby te dwa wcześniej przytoczone przeze mnie mecze z mijającej jesieni pokazują, że w trudnych momentach chłopcy potrafią poradzić sobie z presją. A to z kolei świadczy o potencjale jaki drzemie w tym zespole.

Jak długo będziecie w najbliższym czasie na „futsalowych torach”?

- Teraz rzeczywiście dużo czasu spędzamy w hali, a trochę mniej na otwartym boisku. Futsal jest dla nas priorytetem na najbliższy czas obejmujący udział w dwóch turniejach Grand Prix, aż do lutowych finałów Mistrzostw Polski. Jednocześnie od stycznia trzeba będzie się już powoli szykować na rundy rewanżowej. Po finałach Młodzieżowych Mistrzostw Polski w futsalu, bo wierzę w nasz start w tych zawodach, pełną parą ruszymy do pracy przed wiosenną inauguracja ligi. Choć nie wykluczam, iż kilku chłopaków z naszej ekipy futsalowej U-16 pokaże się w hali, w rozgrywkach II ligi seniorskiej.

I Wojewódzka Liga Juniorów Młodszych – TABELA

TP/foto: Paweł Mruczek