Trenerskie przemyślenia

 

Rozdział pt. „zimowe przygotowania futbolistów” został zamknięty.

Wprawdzie do ligowego otwarcia i meczu z Ruchem Zdzieszowice pozostały jeszcze dwa tygodnie, ale już w najbliższą sobotę czeka biało-zielonych pucharowa konfrontacja z bialską Stalą. Z wielu powodów trudno potyczkę z lokalnym i równocześnie ligowym konkurentem uznać za sprawdzian jak każdy inny, ale o tym już wkrótce. Natomiast po sobotnim test-meczu z Wartą Zawiercie jest dobra okazja do podsumowania pracy wykonanej przez naszych piłkarzy, co czynimy w rozmowie z trenerem „rekordzistów” – Wojciechem Gumolą.

Czy po dobiegających końca przygotowaniach dowiedziałeś się czegoś nowego o swoim zespole?

- Oczywiście, że tak, ale nie chciałbym zdradzać szczegółów. Z drugiej strony źle świadczyłoby o mnie, jeśli nagle po 44-ech miesiącach pracy z zespołem odkryłbym coś, co całkowicie odmieniłoby spojrzenie na drużynę. Z niektórymi zawodnikami pracuję od 2011 roku, czyli początku mojego „rekordowego życia”. Powiedziałbym, że większość obserwacji się potwierdza, ale trzeba być bardzo otwartym na wszelkie nowe bodźce, bo nie można sobie pozwolić, aby nie dostrzec czyjegoś postępu czy zwyżki formy. Myślę, że jestem w stanie przewidzieć większość reakcji zawodników na różne bodźce treningowe, czy moje decyzje i zachowania. To generalnie pomaga w pracy.

Prawdziwa weryfikacja zimowego okresu przygotowawczego nastąpi na boisku, ale jak oceniasz ją ze swojej perspektywy?

- Minęło osiem tygodni treningowych. Trudno w dwóch zdaniach opisać wszystko to, co się udało zrobić, a co wymaga jeszcze sporej pracy. W pewnym momencie odpuściliśmy zwiększanie obciążeń treningowych z dwóch względów – zbliżających się finałów futsalowych mistrzostw U-18 oraz pojawiających się licznych mikrourazów. Poza tym wszystko przebiegało zgodnie z planem. Taka moja mała dygresja, że trochę przesadzamy z oczekiwaniami wobec okresu przygotowawczego. Solidne trenowanie w okresie startowym jest równie istotne i w większym stopniu wpływa na osiągane wyniki. W naszych realiach okres przygotowawczy to bez wątpienia najlepszy moment dla kolejnych młodzieżowców, by zyskać zaufanie w drużynie seniorów. W tym roku największymi beneficjentami tego czasu okazali się Michał Czernek i Mateusz Madzia.

Od strony zdrowotnej było z „rekordzistami” lepiej niż zwykle, czy raczej… jak zawsze?

- Największym pechowcem przygotowań okazał się Dawid Nagi – wpierw borykał się z urazem przyczepu mięśnia dwugłowego, a następnie złamał palec u stopy. Pojawiały się też sporadyczne przeziębienia i drobne urazy, ale bez epidemii.

W sparingach biało-zieloni nie doznali porażki, przesądni mówią, że to niedobrze… Ale tak poważniej, która z gier okazała się najcenniejszą?

- Tak, znam to porzekadło… W Rosji jest taki przesąd, że jeśli na komuś spadnie z nieba jakiś ptasi balast, spotka go wielkie szczęście… Dla mnie odwracanie rzeczywistości nie ma jednak sensu i uważam, że zawsze lepiej jest wygrywać. Każda z gier przynosiła kolejne wnioski, nie jestem w stanie wyróżnić tej kluczowej. Zetknęliśmy się z różnymi sposobami gry rywali, rozegraliśmy mecze na różnych boiskach i ograliśmy sporo młodzieży.

W sobotę mecz z bialską Stalą – niby ostatni sprawdzian przed ligą, ale przede wszystkim spotkanie o całkiem wysoką stawkę pucharową, no i derby. O koncentrację, której trochę zabrakło w sobotnim meczu z Wartą, chyba raczej nie ma się co martwić?

- Mecz z Wartą zagraliśmy słabo, ale przyczyn takiej postawy nie doszukiwałbym się w koncentracji. Od teraz na trawiastej murawie możemy grać już tylko lepiej. Puchar to dla nas sprawa bardzo prestiżowa. Klasa rywala sprawia, że na starcie czeka nas niezmiernie wymagające spotkanie, ale mogę zapewnić, że na boisku damy z siebie wszystko.

TP/foto: PM