Rekord B-B – Gatta Active Zduńska Wola 9:5 (7:4)
To był wielki finał sezonu w każdym tego słowa znaczeniu - Rekord mistrzem Polski!!!
Rekord Bielsko-Biała – Gatta Active Zduńska Wola 9:5 (7:4)
0:1 Klaus (6. min.)
0:2 Marciniak (8. min.)
0:3 Krawczyk (9. min.)
1:3 Biel (11. min., z rzutu karnego)
2:3 Biel (12. min.)
2:4 Marciniak (13. min.)
3:4 Marek (14. min.)
4:4 Budniak (16. min.)
5:4 Biel (17. min.)
6:4 Polasek (19. min.)
7:4 Wachuła (20. min.)
8:4 Marek (25. min.)
9:4 Polasek (28. min.)
9:5 Milewski (39. min., z przedłużonego rzutu karnego)
Rekord: Kałuża – Popławski, Biel, Budniak, Marek, Janovsky, Wachuła, Polašek, Franz, Surmiak, Borowicz, Cichy, Nawrat
Gatta Active: Słowiński – Milewski, Stanisławski, Marciniak, Szypczyński, Sobalczyk, Olczak, Adamski, Krawczyk, Klaus, Kiełpiński, Miłosiński
Prawda o sezonie 2016/2017 jest taka, iż broniąca tytułu mistrzowskiego Gatta Active przewodziła rozgrywkom tylko jeden raz – po pierwszej kolejce rozgrywek, Przez pozostałych 25. kolejek fotel lidera okupowali bielszczanie. Przewaga „rekordzistów” to rosła, to malała, a gdy doszło do podziału na grupy - mistrzowską i spadkową - oraz po podzieleniu punktów przez dwa, bielszczanie okazali się być w zasięgu ekipy ze Zduńskiej Woli. Stąd poniedziałkowa potyczka w hali przy Startowej stała się prawdziwie wielkim finałem sezonu. Jeden punkt straty Gatty Active do gospodarzy znaczył tyle, co nic.
Z presją i ciężarem gatunkowym meczu „o wszystko” na starcie o wiele lepiej poradzili sobie obrońcy tytułu. Pierwszych kilka minut miało charakter „badawczy”, ale to ekipa Marcina Stanisławskiego i Wojciecha Sopura była konkretniejsza w swoich działaniach. Wyrazem tego były aż trzy gole strzelone w krótkim odstępie czasu. Bramka otwarcia Michała Klausa padła po uderzeniu-kwintesencji siły oraz precyzji. A już np. gol „numer trzy” Daniela Krawczyka, to efekt niezwyczajnego kunsztu technicznego snajpera gości. W każdym razie bielszczanie po trzech trafieniach prezentowali się na własnym parkiecie niczym mocno zamroczony ciosami pięściarz w ringu. Pozostając przy bokserskiej terminologii byli liczeni, ale nie zostali odesłani do narożnika, ani tym bardziej znokautowani. Ba, to oni przejęli inicjatywę i kontrolę nad meczem. Ze stanu ciężkiego kryzysu wybrnęli biało-zieloni w iście mistrzowskim stylu. Po faulu Dariusza Słowińskiego na Arturze Popławskim podyktowanego karnego bezlitośnie (choć z wykorzystaniem słupka) wykorzystał Łukasz Biel. 23-latek okazał się po kilkudziesięciu sekundach „dostawcą tlenu”, bowiem po jego chytrym strzale gracze Andrzeja Szłapy złapali bramkowy kontakt. Nie ostudził ich nawet gol Michała Marciniaka, który całkowicie zaskoczył strzegącego bielskiej bramki Michała Kałużę. Tyle, że futsalowcy z Bielska-Białej byli już na obranych przez siebie torach, grali już swoim rytmem i tempem, czego nie można powiedzieć o zawodnikach Gatty Active tracących początkowy rezon i animusz. Impuls z boiska szybko przeniósł się na trybuny, które niemal poniosły „rekordzistów” do kolejnych goli. Wyśmienitym instynktem strzeleckim błysnęli Michał Marek, Radek Polasek i Paweł Budniak, a gol Romana Wachuły, zdobyty równo z syreną kończącą pierwszą połowę, okazał się kluczowym dla całej konfrontacji. Takiej przewagi bielszczanie nie mogli roztrwonić, nie po tak fenomenalnym zrywie, nie przy takim dopingu publiczności.
Już po przebiegu pierwszych minut drugiej odsłony widać było, jak ze zduńskowolan uchodzi powietrze. Desperackie próby zastosowania wariantu z lotnym bramkarzem nie przyniosły oczekiwanego efektu. Owszem, parokrotnie pod bramką biało-zielonych niemiłosiernie się zakotłowało, ale wówczas próbkę swoich wysokich umiejętności zademonstrował M. Kałuża, kilka doskonałych interwencji w obronie zaliczył P. Budniak. Na swój sposób kulminacją bezradności i frustracji w zespole ze Zduńskiej Woli była druga już w tym spotkaniu żółta kartką, jaką upomniany został kapitan przyjezdnych – Igor Sobalczyk.
Osiągniętą przewagę bramkową „rekordziści” bezpiecznie dowieźli do końca, a euforii w bielskim obozie nie zmąciło nawet trafienie Mariusza Milewskiego, z przedłużonego rzutu karnego - nic dziwnego, wszak bezpieczne po pierwszej połowie prowadzenie, podwyższyli jeszcze M.Marek i R.Polasek. Ostatnie sekwencje meczu były już okazją do eksponowania radości „rekordzistów”, którzy po trzech latach przerwy wywalczyli mistrzostwo Polski. Dodajmy, wywalczyli i zdobyli całkowicie zasłużenie. A sam mecz? Dzięki swojej dramaturgii, zwrotom sytuacji oraz za momentami wyborny poziom sportowy, przejdzie do annałów polskiego futsalu. Kto nie był, kto nie widział, kto nie oglądał telewizyjnej transmisji - ma czego żałować.
TP/foto: Paweł Mruczek