Turniej Czterech Państw (dni I-II)

Międzynarodowe i prestiżowe zmagania z udziałem futsalowej reprezentacji Polski, z bielszczanami w składzie.

Turniej Czterech Państw, Tychy - 28-31.01.2017 r.

29.01.2017 r. (niedziela)

Finlandia – Bośnia i Hercegowina 2:2 (2:1)

Polska – Słowenia 6:6 (5:5)

gole: Mikołajewicz ('1 i '16), Franz ('7), Osredtkar ('16 i'19, samobójczy), Zastawnik ('34) - Totosković ('2, '15 i '19), Osredtkar ('10), Fidersek ('20 i '22)

Polska: Foltyn (Widuch) - Kriezel, Biel, Zastawnik, Mikołajewicz, Mizgajski, Cleverson, Pawicki, Franz. Kubik, Marek, Solecki, Jurczak

Wyjątkowo atrakcyjne dla widzów widowisko stworzyły obie reprezentacje w pierwszych dwudziestu minutach. Z drugiej strony obaj trenerzy wyglądali momentami na sfrustrowanych poczynaniami swoich podopiecznych wobec ilości popełnianych przez nich błędów. Szczególnie Słoweńcy mogli mieć spore pretensje do gry swojego bramkarza, który przyczynił się w znacznym stopniu do korzystnego dla naszej reprezentacji rezultatu. Rozpoczęło się znakomicie dla biało-czerwonych, bowiem już w 11 sekundzie świetnym wyjściem spod pressingu popisał się Mikołaj Zastawnik, który w końcowej fazie akcji dograł do Marcina Mikołajewicza i było 1:0. W dalszej części pierwszej połowy zespołem wyraźnie lepszym, prowadzącym grę i płynniej rozgrywającym swoje akcje byli goście. Ich atuty w ofensywie były spore, ale błędy w destrukcji spowodowały, że do przerwy mieliśmy szczęśliwy dla Polski remis.

Po zmianie stron Polacy zaprezentowali się lepiej, mimo że niespełna dwie minuty po rozpoczęciu gry rywale objęli prowadzenie. Do wyrównania udało się doprowadzić w 34. minucie za sprawą bardzo dobrze rozegranego rzutu rożnego, po którym piłkę do siatki posłał M. Zastawnik. Nasza drużyna miała jeszcze kilka dogodnych okazji do zdobycia bramek i przy pewnej dozie szczęścia mogła nawet to spotkanie wygrać. Byłoby to jednak dużą niesprawiedliwością w stosunku do przyjezdnych, więc chyba dobrze się stało, że mecz zakończył się podziałem punktów. W spotkaniu zagrała trójka „rekordzistów” - Łukasz Biel, Michał Marek i Rafał Franz, który w pierwszej połowie wpisał się na listę strzelców. Ostatni mecz w tyskim turnieju nasza reprezentacja rozegra we wtorek. Jej rywalem będzie reprezentacja Bośni i Hercegowiny, a stawką najniższy stopień podium.

MH

28.01.2017 r. (sobota)

Słowenia – Bośnia i Hercegowina 6:3 (4:1)

Polska – Finlandia 2:3 (1:3)

gole: Solecki ('14), Mikołajewicz ('39) - Autio ('15, '17). M. Kytola ('19)

Polska: Foltyn - Kriezel, Zastawnik, Lutecki, Mikołajewicz. Mizgajski, Kubik, Solecki, Marek, Pawicki, Biel, Franz

Otwarty i zacięty początek, i co godne podkreślenia, przynajmniej na starcie, bardzo czysty. Mimo niezłego tempa gry oraz obustronnej nieustępliwości pierwsze przewinienie odnotowane zostało dopiero w 12. minucie spotkania. Za to wcześniej Finowie byli bliscy objęcia prowadzenia, w słupek przymierzył Miika Hosio. Po drugiej stronie dwoił się i troił w ofensywie Łukasz Kubik, który w krótkim odstępie czasu potrafił aż czterokrotnie zatrudnić golkipera gości. Szczęścia próbowali i inni z biało-czerwonych (m.in. Tomasz Kriezel i Wojciech Pawicki), ale bramkę przyniosła dopiero akcja szczecińskiego duetu: Ł. Kubik (strzał) – Dominik Solecki (dobitka). Zauważyć warto, że swój wkład w tego gola miał także „rekordzista” Michał Marek. Jak się rychło okazało, były to miłe złego początki, a radość biało-czerwonych nie trwała długo. Pavo Autio uciekł defensorom, minął Macieja Foltyna i ulokował piłkę w polskiej bramce. Po utracie gola nasi reprezentanci nieco zatracili koncept gry, za to Finowie znacznie ją zaostrzyli (pięć fauli po 16-stu minutach). Znacznie gorzej w tym rozrachunku wyszli gospodarze. Dwa niefrasobliwie stracone gole (zwłaszcza ten na 1:3) zadecydowały o niekorzystnym wyniku pierwszej części.

Roszady dokonane przez sztab trenerski gospodarzy nie odmieniły obrazu spotkania w jego drugiej połowie. Mądrze ustawieni w obronie Finowie z rzadka dopuszczali do zagrożenia pod własną bramką. Próby dynamicznych ataków flankami - Ł Kubika i W. Pawickiego, co najwyżej odrobinę podnosiły o kilka stopni temperaturę w polu karnym Juha-Matti Savolainena. Za to parokroć „zawrzało” w okolicach bramki M. Foltyna. Przez długu czas do bólu konsekwentni w swoich działaniach gracze Suomi byli bliżej zdobycia czwartej bramki, niż Polacy gola kontaktowego. Nie przyniosła również efektu gra z „lotnym” bramkarzem. W tej roli w końcowych fragmentach wystąpił Łukasz Biel.

Młody bielszczanin tym występem (na własne życzenie) pokazał ogromną siłę charakteru, bowiem kilkadziesiąt godzin wcześniej zmarł jego ojciec. Na znak żałoby reprezentanci naszego kraju wystąpili z czarnymi opaskami na ramieniu.

W imieniu całej społeczności Rekordu składamy Łukaszowi – najszczersze wyrazy współczucia.

TP

Przebieg spotkań transmituje internetowa telewizja lajfytv.pl.