Rekord B-B – FC Toruń 3:3 (0:1)
Mecz - jak wyścig na dochodzenie, ale bez rozstrzygnięcia.
Rekord Bielsko-Biała – FC Toruń 3:3 (0:1)
(0:1) Wojciechowski (19. min.)
(1:1) Bondar (26. min.)
(1:2) Morozov (28. min.)
(2:2) Franz (30. min.)
(2:3) Mikołajewicz (33. min.)
(3:3) Franz (35. min.)
Rekord: Kałuża – Popławski, Bondar, Budniak, Marek, Janovsky, Biel, Wachuła, Polašek, Franz
Nie udało się „rekordzistom” zdobyć trzech punktów na inaugurację rundy rewanżowej. Na pocieszenie pozostaje im fakt, że nadal są jedyną niepokonaną drużyną w ligowej stawce, natomiast rywale z Torunia w swoim dwunastym ligowym pojedynku zanotowali pierwszy remis.
Swój pomysł na rozegranie tego spotkania miał szkoleniowiec FC Toruń – Klaudiusz Hirsch, a jego podopieczni zaczęli go realizować od pierwszego gwizdka sędziego. Rozpoczęli bowiem od gry z „lotnym” bramkarzem i w zasadzie nominalna pierwsza „czwórka” przyjezdnych ten wariant gry stosowała przez całe spotkanie. Nie była to jednak typowa gra w przewadze, a raczej sposób na utrzymywanie się przy piłce i oczekiwanie, aż biało-zieloni się „otworzą”. To sprawdziło się już w drugiej minucie – miejscowi doskoczyli do rywala, ale torunianie błyskawicznie wyszli spod pressingu i pełniący rolę „lotnego” golkipera Mykoła Morozov znalazł się w idealnej sytuacji – przeniósł piłkę nad poprzeczką. Druga „czwórka” gości w zasadzie miała chyba jeden cel – przetrzymać bez straty bramki czas, w którym przebywała na boisku. Od momentu sytuacji M. Morozova, goście dość długo nie stworzyli żadnej klarownej sytuacji do zdobycia bramki, natomiast bielszczanie kilka razy zagrozili bramce świetnie spisującego się przez całe spotkanie Nicolae Neagu. Zawodziła jednak skuteczność – nie zdołali posłać piłki do bramki Łukasz Biel i Michał Marek, a w 12 minucie przyjezdnych uratował Karol Czyszek wybijając piłkę z linii bramkowej. Skuteczniejszy był Michał Wojciechowski, który po samotnym kontrataku w sytuacji sam na sam pokonał Michała Kałużę.
Druga połowa dostarczyła sporych emocji, dramaturgia meczu trzymała w napięciu do ostatnich jego sekund. Zaraz po zmianie stron do ataku ruszyli „rekordziści” - N. Neagu w znakomitym stylu obronił uderzenia Ł. Biela, Romana Wachuły i Pawła Budniaka. Skapitulował dopiero w 26. minucie – P. Budniak ograł rywala, stwarzając przewagę liczebną, zagrał do Oleksandra Bondara i lider ligowych strzelców doprowadził do upragnionego wyrównania. Radość nie trwała jednak długo – po raz pierwszy ale nie ostatni w tym meczu sposób gry pierwszej „czwórki” gości przyniósł powodzenie. Dążący do zdobycia drugiej bramki bielszczanie doszli pressingiem – nieudanym – szybka wymiana piłki i M. Morozov z najbliższej odległości posyła piłkę do siatki. W niemal identyczny sposób, zawodnicy FC Toruń zdobyli trzecią bramkę autorstwa Marcina Mikołajewicza, dwukrotnie więc gospodarze zmuszeni byli „gonić” wynik. To wychodziło im dobrze, w czym spora zasługa Rafała Franza – grający w drugiej połowie bielski pivot dwukrotnie skorzystał z podań kolegów, odpowiednio Jana Janovskiego i R. Wachuły - pokonując toruńskiego bramkarza.
W samej końcówce – w 40. minucie były jeszcze szanse na zdobycie zwycięskiej bramki – najpierw przedłużanego rzutu karnego nie wykorzystał O. Bondar, a na 17 sekund przed końcem minimalnie przestrzelił R. Franz. Ostatecznie, po bardzo ciekawym meczu, podział punktów w pierwszym z trzech styczniowych pojedynków naszej drużyny.
MH/foto: Paweł Mruczek