Piłkarsko spełniony, czego chcieć więcej?
Wojciech Łysoń, kapitan futsalowego Rekordu, kończy sportową karierę.
Ponad pół roku, od feralnej kontuzji odniesionej w kwietniowym meczu Futsal Ekstraklasy z chorzowskim Cleareksem, trwała uporczywa walka 33-latka o powrót do pełnego zdrowia oraz na boisko. W feralnym spotkaniu „Łysy” doznał złamania i pęknięcia kości strzałkowej oraz poważnej kontuzji stawu skokowego. Pierwsze rokowania brzmiały dość obiecująco i nastrajały ostrożnym optymizmem. Po długotrwałej rehabilitacji Wojtek podjął nawet treningi z biało-zielonymi. Ba, został jeszcze przed startem sezonu wybrany kapitanem brązowych medalistów MP w futsalu z minionego sezonu. Do oczekiwanego powrotu na ekstraklasowe parkiety niestety jednak nie dojdzie. Podobnie jak kilka miesięcy wcześniej Piotr Szymura, Paweł Machura i Łukasz Mentel, kolejny gracz ze złotej generacji Rekordu, tej pamiętającej powrót do Futsal Ekstraklasy oraz medalowo-pucharowe zdobycze, zdecydował o definitywnym rozbracie ze sportem.
W tym miejscu cokolwiek więcej nie napisać, w innym – nie powiedzieć, i tak będzie za mało. Zatem krótko i po prostu – dzięki Wojtek!!!
Przegrana z kontuzją?
- Tak! – zwięźle i jednoznacznie brzmi odpowiedź Wojciecha Łysonia. - Kluczowe dla mojego aktualnego stanu zdrowia okazało się zerwanie więzadeł w stawie skokowym. Jeszcze wtedy po operacji, wiosną wydawało się, że wszystko udało się i będzie OK. Po kilku tygodniach zacząłem żmudną rehabilitację, potem wszedłem spokojnie w trening, ale przez cały czas czułem, że coś jest nie tak. Wreszcie kilka tygodni temu, po konsultacjach z dwoma lekarzami, doktorami Zagórskim i Smolikiem, okazało się, że pojawiła się bardzo uciążliwa narośl i jeszcze parę, równie dotkliwych, innych „historii”. Najkrócej mówiąc – okazało się, że po tamtych operacjach wcale nie jestem na sto procent zdrowy i gotowy do podjęcia pełnego wysiłku treningowego. Trzeba było kolejnej operacji, która odbyła się 19 grudnia. Może nie jest tak, że mam całkowity zakazu uprawiania sportu, raczej wyraźnie zalecenie, żeby ograniczyć się do traktowania go po amatorsku i rekreacyjnie. Granie w hali na dotychczasowym poziomie absolutnie nie w chodzi w rachubę. To właśnie w hali stykamy się z największymi obciążeniami dla stawów.
Czyli piętnaście lat w Rekordzie, „między trawą, a parkietem”, dobiegło końca?
- Tak, dokładnie od Młodzieżowych Mistrzostw Polski w futsalu z 2001 roku, kiedy po raz pierwszy zagrałem w biało-zielonych barwach. Minęło jeszcze trochę czasu zanim trafiłem na stałe do Cygańskiego Lasu. Tu przez lata łączyłem grę w futsal z futbolem. Może organizm po latach tego nie wytrzymał? Ale absolutnie nie żałuję tego, co się w tym czasie wydarzyło, tego co było moim udziałem w Rekordzie. To klub-wizytówka, który mogę z czystym sumieniem polecić każdemu, kto chciałby grać w piłkę na wysokim poziomie, grać o wysokie cele i spełnić się po piłkarsku. Tak, ja mogę śmiało powiedzieć – spełniłem się piłkarsko.
A najbardziej pamiętne lata to 2013-2014…
- Złoty czas. Zdobyliśmy wtedy praktycznie wszystko co było do zdobycia – mistrzostwo Polski, Puchar Polski i jeszcze Superpuchar. Po to i dla takich chwil gra się w piłkę. Tego wszystkiego doświadczyłem grając w Rekordzie. A przecież jeszcze siedmiokrotnie zagrałem w reprezentacji Polski! Nie sądzę, żebym mając tych blisko trzydzieści lat dostąpił zaszczytu gry z orzełkiem na piersi w reprezentacji Polski na „dużym boisku”. No i jeszcze gra w pucharach europejskich, futsalowej Champions League. Czego można chcieć więcej…?
Rozbratu ze sportem i kulturą fizyczną nie weźmiesz, choćby ze względów zawodowych. Jesteś nauczycielem wychowania fizycznego.
- Wielokrotnie byłem pytany: czy w przyszłości zajmę się trenowaniem młodzieży. Moja odpowiedź zawsze brzmiała – nie! Bardzo lubię pracę z młodzieżą, lubię lekcje wuefu, ale o „trenerce” nie ma mowy. Profesja nauczycielska, co zawsze powtarzam, to o wiele trudniejsza robota od trenowania. Mam przecież do czynienia z różną młodzieżą, o różnej skali umiejętności i gamie zainteresowań. To jest o wiele bardziej wdzięczne zajęcie.
Co dalej ze sportem, z futsalem?
- Pozostaje rola kibica. Jeszcze pod koniec stycznia czeka mnie wizyta lekarska i ostateczna weryfikacja stanu zdrowia, ale sport zamierzam traktować już tylko zabawowo i po amatorsku. Może czasem wystąpię w jakimś towarzyskim meczu, czy turnieju. Jak niedawno w turnieju Rekord Futsal Cup, w którym jako „Spadające Gwiazdy”, czyli ekipa pod nieformalnym „protektoratem NFZ-u”, wygraliśmy. Daliśmy radę (śmiech).
No to pora i czas na Twoje upodobanie, zacięcie, czyli „robótki” w drewnie…
- Takie moje hobby, którym zajmuję się od kilku lat. Wpierw robiłem różne rzeczy wyłącznie dla siebie. Ale moje pomysły, ich wykonanie spodobały się i rozwinęło się to moje hobby. Na miarę wolnego czasu robię coś w drewnie dla innych, głównie dla moich znajomych. To są altanki lub meble ogrodowe, w każdy razie – coś w tym kierunku. Jeśli ktoś ma jakąś ciekawą propozycję z zakresu architektury ogrodowej, to jestem otwarty…(śmiech)
Tadeusz Paluch/foto: Paweł Mruczek