Bramkarskie pogwarki – Bartłomiej Nawrat

 

Pierwsza z rozmów z bramkarskiego kącika „rekordzistów”, którego gościem na inaugurację jest Bartłomiej Nawrat.

Cyklicznie, co wcale nie znaczy – regularnie, pojawiać się będą w tej rubryce ludzie związani z naszym klubem, pełniący w nim dziś najprzeróżniejsze funkcje, bez podziału na wiek i staż, bez różnicowania na futsal i futbol, a którzy mają jeden wspólny mianownik – występują (lub występowali) na najbardziej odpowiedzialnej pozycji na boisku. No właśnie, dla jednych najbardziej odpowiedzialnej, dla innych – najbardziej zwariowanej. Na bazie własnych doświadczeń niżej podpisany wie, że optymalny jest balans obu tych cech. Idealnej równowagi jednak, jak w świecie – nie ma. O ludziach występujących lub wywodzących się z tej pozycji można powiedzieć (napisać) wiele dobrego (złego też by się znalazło), tu każdy ma swoje zdanie, swoją opinię. Ale bądźmy zgodni w jednym – przypadek bramkarza „bezbarwnego”, takiego który nie ma nic interesującego, niekonwencjonalnego do powiedzenia - nie istnieje. Jeśli takiego znacie, to znaczy, że taki gość trafił do bramki absolutnym przypadkiem. Jeśli się w niej „uchował”, to jest to jeszcze większy fuks.

Zatem jako pierwszego w rubryce ludzi niebanalnych przedstawiamy Bartłomieja Nawrata. 32-letniego golkipera z niespełna trzyletnim stażem w futsalowej ekipie Rekordu, o znaczącym dorobku ligowo-reprezentacyjnym, a co za tym idzie – z niebagatelnym doświadczeniem bramkarskim. Na pytania zadawane częściej serio, niż żartem, odpowiada popularny Elmo:

Najgłupsze pytanie świata, dlaczego właśnie bramka?

- Bo nie było innego chętnego na treningu i stanąłem między słupkami. Ale początek, to była gra na środku obrony, gdy grało się jeszcze z klasycznym stoperem, ja grałem tego ostatniego. To było jeszcze w Zabrzu, Górniku, i trwało jakieś półtora roku. Dopiero potem przeszedłem do bramki.

Tych ponad 200 występów w futsalowej ekstraklasie - na ile lat i ile klubów to się przekłada?

- Od 2003 roku, czyli od Jango Mysłowice począwszy, skąd po roku przeszedłem do PA Novej Gliwice gdzie spędziłem chyba cztery sezony, po czym Nova Katowice, a następne cztery lata to gra w Wiśle Kraków. Teraz jest to już mój trzeci sezon w Rekordzie.

Podobieństwa i różnice pomiędzy wymienionymi klubami, m.in. w kontekście rozwoju polskiego futsalu?

- Oprócz Novej Katowice, gdzie prezesi nie za bardzo się dogadywali, bo po prostu nie było warunków finansowych, to w innych klubach nie można było narzekać na jakieś braki. Ale tak ogólnie - kiedyś było dużo biedniej. Na moim starcie, w Jango, każdy z nas dostawał po parę groszy i łączył granie z pracą zawodową. Teraz jest podobnie w wielu przypadkach, ale futsalu nie traktuje się już na zasadzie dodatku, nie podchodzi się do tego hobbystycznie. Powiedzieć – profesjonalizm, to może zbyt wielkie określenie, ale w tę stronę to zmierza. Pomału ku temu idzie, niestety bardzo pomału. A z jakich względów? Weźmy za przykład nasz klub i choćby dopływ młodych zawodników. W Rekordzie nie ma z tym problemu, a gdzie indziej grywają już do „x” lat ci sami ludzie, dawno przekroczyli 30-stkę, a nowych nie widać, nie bardzo jest ich skąd brać.

Ale wróćmy do bramki i ostatnich lat. Gdzie nie byłeś, wszędzie trafiałeś, trafiasz na niesłychanie mocną konkurencję – w Wiśle Kamil Dworzecki i Kamil Lasik, w Rekordzie – Krystian Brzenk i Michał Kałuża.

- Tylko się cieszyć, im większa konkurencja, tym bardziej zawodnicy starają się o miejsce w składzie. To szczególnie widoczne jest na treningach, a zwłaszcza w bramce, Tu miejsce do obsadzenia jest tylko jedno. Większa rywalizacja może i jest kłopotem trenera, gdyż nie wie na kogo postawić, ale chyba każdy szkoleniowiec chciałby mieć takie dylematy. Co istotne, to wspomniana rywalizacja w Krakowie, czy teraz w Bielsku, nie odbywała się na jakichś chorych zasadach. Nikt nikomu szpilek nie wkłada, a raczej mobilizuje. Ja się cieszę, że mam za konkurenta w bramce Michała Kałużę. Ma dopiero 18 lat i jeszcze dużo dobrego grania przed nim. Rekord czy inny klub będzie miał z niego naprawdę bardzo dużo pożytku.

Czy to już tak pozostanie na zawsze, że trzy gole zdobyte przed rokiem w meczu kwalifikacji do Mistrzostw Świata: Polska – Rumunia, pozostaną znakiem rozpoznawczym Nawrata-reprezentanta?

- Nie wiem czy jeszcze w ogóle ktoś o tym jeszcze pamięta?

Na przykład komentatorzy telewizyjni!

- No dobra, może oni. Może jeszcze w naszym środowisku futsalowym ktoś jeszcze pamięta. Ale niewątpliwie jest to miłe wspomnienie. Rzeczywiście, wcześniej chyba nikt nie znał, nie słyszał o takim przypadku, aby bramkarz strzelił w meczu trzy gole uderzeniami przez całe boisko. Teraz podobną ścieżką idzie Maciek Foltyn. A dla mnie to miłe wspomnienie. Chciałbym znów kiedyś jakąś strzelić, ale generalnie bramkarze są od czegoś innego na boisku. Natomiast historia z meczu z Rumunami pozostanie, jako fajne wspomnienie. A…i buty z tego meczu zostawiłem sobie na pamiątkę! Są stare, podniszczone, ale schowane w domu.

Piłki nie zabrałeś ze sobą?

- Portugalscy organizatorzy tamtego turnieju nie pozwolili, ale chociaż buty mam.

A czy rozdział reprezentacyjny jest już dla ciebie zamknięty?

- Dla mnie - nie! Może dla trenerów - tak, ale póki zdrowie pozwoli, ja będę nadal grał, to wcale nie zamierzam kończyć z karierą, albo raczej z przygodą reprezentacyjną. Mam ileś tych spotkań w reprezentacji rozegranych, niemniej staram się przez cały czas utrzymywać wysoką formę. Może to jeszcze kiedyś selekcjonerzy docenią, może jeszcze kiedyś nadejdzie powołanie? Dla mnie to jest wciąż otwarty temat.

Z innej bajki – przywykłeś już do gry w kasku?

- Teraz to już jest taka norma. Nawet jest już tak, że kiedy o nim zapomnę drużyna mi o tym przypomina. Chłopcy sami już tego pilnują. A ja przyzwyczaiłem się już do tego, choć wiem, że nie wszystkim pasuje, że w nim bronię. Po prostu jest to moje zabezpieczenie, w którym pewniej się czuję.

A komu to nie odpowiada?

- Zostawię to dla siebie.

Coraz bardziej widoczne jest twoje zaangażowanie w pracę trenerską. Prowadzisz zajęcia przy seniorskim zespole futsalowym, zajmujesz się biało-zielonym narybkiem bramkarskim, a od niedawna szkolisz golkiperów w czeskim ekstraklasowcu - Ocelu Trzyniec. To jest ten kierunek, w którym z wolna zmierza Bartłomiej Nawrat?

- Bardziej określiłbym to jako dodatek. Z młodzieżą lubię pracować, podoba mi się to. Nie jest tak, że zajmuje mi to czas od rana do wieczora, Traktuję to raczej jako ten dodatek, przerywnik. Akurat jestem dość często w klubie, na czym obie strony korzystają. Cieszę się z tego, że mogę z tymi młodymi ludźmi popracować. Raz tych zajęć - jak zimą przed młodzieżowymi mistrzostwami kraju jest więcej, innym razem – mniej. A co do Trzyńca? Trener Andrea Bucciol zadzwonił do mnie, zapytał – czy nie zechciałbym mu pomóc. A ja akurat nie należę do tych, którzy pomocy odmawiają. Otrzymałem tzw. zielone światło od prezesa Janusza Szymury i staram się na miarę możliwości czasowych pomagać. No i oczywiście wtedy, gdy nie koliduje to z zajęciami w Rekordzie. Jeżdżę do Trzyńca raz, czasami dwa razy w tygodniu.  

Na zdjęciu od lewej: B. Nawrat, Michal Marek, Andrzej Szłapa, Wojciech Łysoń i Piotr Szymura.

Znając twoje bogate doświadczenia bramkarskie, czy dostrzegasz już wśród młodych bramkarzy-„rekordzistów” sukcesorów Nawrata i Kałuży?

- Michał Kałuża jeszcze parę dobrych i długich sezonów pobroni. A wszystko inne jest zależne od samych chłopaków. Po tych trochę starszych bramkarzach z grup młodzieżowych widać, jak z rzadka garną się do treningów w hali. Inaczej jest z młodymi „jedynkami”, ci raczej cieszą się na wiadomość: dziś trening odbędzie się w hali. Widać u nich większe chęci do trenowania w hali, jak i pewnie pozostania przy tej odmianie piłki nożnej. U tych starszych widoczne są większe wahania, w którą stronę pójść.

Kończący się 2016 rok był dla ciebie okresem ważnych wydarzeń. Pominąwszy występy ligowe, reprezentacyjne itd., ale przede wszystkim wziąłeś ślub!

- W czerwcu jeszcze bieżącego roku. Jest tylko lepiej teraz! W każdym razie mam miłe wspomnienia związane z tym rokiem, ale sądzę, że w następnym będzie jeszcze lepiej.

Załóżmy, że pod choinką znalazłeś złotą rybkę – jakie trzy życzenia na 2017 rok ma spełnić?

- Żebym miał zdrową i szczęśliwą rodzinę, aby żona urodziła nam w przyszłym roku zdrowe dziecko! A po sportowemu, aby Rekord zdobył mistrzostwo Polski. Tyle mi w zupełności wystarczy.

Dziękuję za rozmowę.

- Dziękuję.

Rozmawiał: Tadeusz Paluch/foto: Paweł Mruczek