Futsal by night
Po niedzielnym triumfie nad mistrzem Polski, biało-zielonych czeka już w piątkowy, późny wieczór, równie trudne zadanie.
Nieco w cieniu Rekordu i zduńskowolan pozostawał do tej pory gliwicki Piast – przynajmniej medialnie. Niesłusznie – po porażce Gatty, to właśnie ten zespół legitymuje się najdłuższą serią ligowych gier bez przegranej. Lepsi pod tym względem od gliwiczan są dotąd tylko „rekordziści”, ale drużyna z miasta uznawanego za kolebkę polskiego futsalu na pewno pragnie ten układ zmienić. Mamy ostatnio okazję grać w nietypowych jak na ekstraklasę futsalu porach, po tym jak przyszło nam mierzyć się z Gattą wczesnym popołudniem, tym razem zawodnicy obu zespołów rozpoczną zmagania późnym wieczorem – na życzenie TVP Sport pierwszy gwizdek zabrzmi o godzinie 21:00.
Piast rozpoczął zmagania słabo – w pierwszej kolejce uległ w wyjazdowym spotkaniu AZS UG Gdańsk 1:3. Ale o tym, że w Gdańsku łatwo się nie gra, przekonali się na własnej skórze w późniejszym czasie biało-zieloni, natomiast gliwiczanie otrząsnęli się po tej porażce błyskawicznie, tydzień później „urywając” punkty Gatcie Zduńska Wola. Ten mecz zapoczątkował znakomitą serię drużyny z Gliwic – od tego czasu nie znalazła pogromcy. Skrzętnie gromadząc punkty Piast zameldował się na pozycji „numer 3” i zbliżył się do wicelidera ze Zduńskiej Woli na odległość dwóch „oczek”.
Pod szyldem Piasta gliwicki zespół debiutuje w obecnym sezonie, powstał w wyniku fuzji GAF-u oraz Nbit-u, a więc dwóch przedstawicieli Gliwic, grających w ekstraklasie futsalu w ubiegłym sezonie. Z tego pierwszego wywodzi się m.in. Maciej Mizgajski, z drugiego - Przemysław Dewucki, to dwaj aktualnie najlepsi strzelcy gospodarzy piątkowego meczu. Maksym Pautiak, jeden z dwóch ukraińskich graczy w zespole Piasta, najlepiej asystuje snajperom w całym gliwickim zespole. Swoje niekwestionowane doświadczenie wnieśli wcześniej reprezentujący Nbit, byli reprezentanci Polski – Łukasz Groszak czy Zbigniew Mirga, a uzupełnili stawkę zawodnicy z innych klubów jak chociażby Krzysztof Piskorz, Mateusz Krzymiński czy Paweł Barański. Tak stworzona śląsko-ukraińska mieszanka, pod wodzą trenera Sebastiana Wiewióry radzi sobie dotychczas bardzo dobrze.
W rozmowie zamieszczonej na klubowej stronie Piasta, S. Wiewióra, mając na myśli „rekordzistów”, stwierdził: - Oni ten mecz muszą wygrać, a my chcemy i to jest zasadnicza różnica. Z takim postawieniem sprawy można jednak polemizować. Po pierwsze, włodarze klubu rozgrywającego ligowe spotkania przy Jasnej 31 w Gliwicach nie kryją swoich ambicji – minimum najniższy stopień podium na zakończenie sezonu. W takiej sytuacji do osiągnięcia celu, zwykle nie wystarczą zwycięstwa z rywalami z niższych rejonów tabeli, gliwiczanie również muszą wygrywać z czołówką, a nie tylko tego chcieć. Po drugie, w drodze do realizacji celów obu drużyn, to bielszczanie na dziś są w sytuacji bardziej komfortowej – ewentualna utrata punktów nie zmieni na pewno ich pozycji w tabeli, a przewaga nad Piastem nadal będzie stosunkowo bezpieczna.
Powyższe słowa nie są bynajmniej asekuracją z naszej strony, nikt w drużynie nie ukrywa, że jedziemy walczyć o trzy punkty, nie uciekamy również od roli faworyta, na jaką jednoznacznie wskazuje układ ligowej tabeli. Niewątpliwie biało-zieloni uczynią więc wszystko co w ich mocy, aby umocnić się na jej szczycie i już przed ostatnim spotkaniem w tej rundzie, zapewnić sobie mistrzostwo jesieni.
MH/foto: Paweł Mruczek