AZS UG Gdańsk – Rekord B-B 4:4 (3:1)

Ludzie nie maszyny, miewają słabszy dzień.

AZS UG Gdańsk – Rekord Bielsko-Biała 4:4 (3:1)

0:1 Bondar (1. min.)

1:1 Depta (13. min.)

2:1 Osłowski (19. min.)

3:1 Poźniak (20. min.)

3:2 Bondar (22. min., z rzutu wolnego)

3:3 Budniak (25. min.)

4:3 Cyman (27. min.)

4:4 Biel (29. min.)

Rekord: Nawrat (Kałuża) – Popławski, Bondar, Budniak, Marek, Janovsky, Wachuła, Surmiak, Borowicz, Biel, Franz

Miłe złego początki – tym popularnym powiedzeniem, można opisać w skrócie przebieg pierwszej połowy dzisiejszego meczu w Gdańsku. Gdy zegar boiskowy wskazywał równo minutę od rozpoczęcia spotkania, Oleksandr Bondar wykorzystał podanie Pawła Budniaka i pokonał Jacka Burglina. Wydawać by się mogło, że taki początek znamionuje kolejny festiwal strzelecki w wykonaniu biało-zielonych – jak pokazały następne minuty, taka prognoza była błędna. Niewątpliwie inicjatywa przez całe pierwsze 20 minut należała do przyjezdnych, którzy stworzyli jeszcze kilka bardzo dobrych okazji do podwyższenia rezultatu. Tym jednak się ten mecz różnił od poprzednich, że skuteczności z gry, po prostu zabrakło. Gdańszczanie w pierwszej połowie oddali w sumie cztery celne strzały na bramkę Bartłomieja Nawrata, z których aż trzy okazały się skuteczne.

Gospodarze, wzorem naszych poprzednich rywali, swoich szans bramkowych szukali przede wszystkim w kontratakach. Oddać im należy, że organizowali je błyskawicznie, zaraz po tym jak zdołali odzyskać piłkę. Z drugiej jednak strony, efekt przyniosło to dopiero po zmianie stron – po takiej akcji padła czwarta – ostatnia bramka dla miejscowych. Wszystkie te, które akademicy zdobyli w pierwszej części gry były konsekwencją indywidualnych błędów naszych zawodników – wykorzystanych bezlitośnie. Tak więc rezultat do przerwy był nagrodą dla naszych rywali, którzy osiągnęli w niej maksimum tego co mogli, zarówno dzięki swojej bardzo dobrej postawie na czele z J. Burglinem, jak i rozkojarzeniu zawodników Rekordu w pewnych fragmentach pierwszej połowy.

Po zmianie stron „rekordziści” niewiele zmienili swój sposób gry – wydaje się jednak, że zaczęli grać znacznie szybciej, zarówno poprzez przemieszczanie się na boisku jak i w operowaniu piłką. Pierwsze efekty to przede wszystkim przewinienia miejscowych – w 22 minucie na swoim koncie odnotowali dwa. O ile w pierwszy rzut wolny – świetnie rozegrany – zakończył się trafieniem O. Bondara w stojącego na linii bramkowej Wojciecha Pawickiego, to już drugi dał nam kontaktową bramkę – ukraiński snajper uderzył bezpośrednio na bramkę i piłka znalazła drogę do siatki. Bywają takie mecze, że dobra gra i wypracowane sytuacje nie mają przełożenia na bramki. Dziś tak właśnie było - świetnie spisywał się J. Burglin, piłka dwukrotnie odbijała się także od konstrukcji bramki zespołu AZS UG. Ale ten mecz pokazał w całej okazałości jak istotne są w futsalu mozolnie ćwiczone na treningach tzw. stałe fragmenty gry. Oprócz kontaktowej bramki z rzutu wolnego o końcowym rezultacie zadecydowały perfekcyjnie rozegrane przez bielszczan rzuty rożne. W niemal identyczny sposób do siatki trafiali P. Budniak i Łukasz Biel, a zagrywającym w obu przypadkach był Jan Janovsky.

Oprócz wspomnianego wyżej kontrataku, skutecznie wykończonego przez Mateusza Cymana, gdańszczanie jeszcze dwukrotnie mogli pokusić się o zdobycie bramki – broniący w drugiej połowie bielskiej bramki Michał Kałuża nie dał się jednak zaskoczyć. W ostatnich dwóch minutach trener Andrzej Szłapa postawił wszystko na jedną kartę wycofując bramkarza. Ten manewr nie przyniósł jednak powodzenia i mecz zakończył się podziałem punktów.

Warto wspomnieć, że biało-zieloni nie czuli się w tym meczu osamotnieni - popularne rekordowe "Szatany", czyli klub kibica bielszczan, podjęli się sporego wyzwania jakim był niewątpliwie wyjazd nad morze. W okrojonym powiedzmy składzie, ale swoim dopingiem starali się wspierać "rekordzistów" podczas niedzielnego pojedymnku.

 

                MH/foto:PM