FC Toruń – Rekord B-B 0:6 (0:4)

Otwarcie sezonu zaliczone przez bielszczan na szóstkę!

FC Toruń – Rekord Bielsko-Biała 0:6 (0:4) koniec meczu

0:1 Bondar (7. min.)

0:2 Biel (11. min.)

0:3 Bondar (14. min.)

0:4 Marek (15. min.)

0:5 Wachuła (25. min.)

0:6 Polasek (38. min.)

Rekord: Nawrat (Kałuża) – Popławski, Bondar, Budniak, Marek, Janovsky, Wachuła, Biel, Polašek, Borowicz, Surmiak, Gąsior

Nie będzie żadnej przesady w stwierdzeniu, że dziś w Toruniu zobaczyliśmy futsalową wersję pojedynku Legii Warszawa z Borussią Dortmund. Tym nam przyjemniej, że w rolę dortmundczyków, czyli profesora udzielającego tyleż cennych, co bolesnych korepetycji, wcielili się zawodnicy Rekordu.

Tylko pierwszych kilka minut pozwalało mieć nadzieję miejscowym, że ich domowa inauguracja zakończy się zdobyciem punktów. Minuty te można określić mianem „rozpoznawczych”, choć tzw. optyczna przewaga należała od początku do gości i to oni częściej przebywali w okolicach bramki Nicolae Neagu. Wszelką kurtuazję wobec gospodarzy biało-zieloni zakończyli w 7. minucie, kiedy Oleksandr Bondar pokazał, że przez wakacje nic nie zatracił ze swoich strzeleckich walorów – uderzona z 15 metrów piłka wylądowała w samym „okienku” bramki torunian. Dalej było już tylko lepiej, momentami gra „rekordzistów” ocierała się o perfekcję. Niewymuszone straty można w całym meczu policzyć na palcach jednej ręki, pojedyncze błędy dzięki świetnej asekuracji były natychmiast niwelowane, agresywny pressing co rusz przynosił powodzenie – jego efektem były bramki numer dwa i cztery. Nie istniał w zasadzie atak pozycyjny FC Toruń, a jeden nich w 14. minucie zakończył się przechwytem O. Bondara, po którym ukraiński snajper oraz Artur Popławski znaleźli się sami przed golkiperem miejscowych. O. Bondar zakończył akcję sam, przeprosił kolegę za brak podania, a ten wspaniałomyślnie mu wybaczył. Groźnie pod bramką bielszczan w pierwszej połowie było w zasadzie raz – rozpędzony Michał Wojciechowski minął trzech „rekordzistów”, ale posłał piłkę obok bramki. Skończyło się na strachu i... groźnym spojrzeniu Bartłomieja Nawrata, które skierował w stronę kolegów z obrony.

Przerwa na niewiele gospodarzom się zdała. Nadal byli zagubieni, kryli „na radar”, pozostawiali ruchliwym bielszczanom mnóstwo miejsca. Bramek w tej części gry zobaczyliśmy mniej, bo tylko dwie, ale za to akcja i bramka numer pięć były na pewno ozdobą meczu. Piłkę wyprowadził B. Nawrat, zagrał do stojącego w narożniku boiska Łukasza Biela, który głową zgrał ją przed bramkę FC Toruń, lobując przy okazji N. Neagu. Całość zamknął Roman Wachuła posyłając piłkę do siatki uderzeniem...głową. Piękny akcja, piękny gol i pokaz wyjątkowej swobody w grze, jaka tego dnia cechowała zespół Rekordu.

Wszelkie próby trenera Klaudiusza Hirscha rotacji w składzie, także ostatnie pięć minut gry z wycofanym bramkarzem nie przyniosły żadnego efektu. Tak naprawdę strata choćby jednej bramki przez Rekord, to byłoby zdarzenie, na które nasi zawodnicy dziś po prostu nie zasłużyli.

To była kapitalna inauguracja sezonu w wykonaniu „rekordzistów”, aż żal że następne spotkanie ligowe, ze względu na reprezentacyjną przerwę, zobaczymy dopiero za dwa tygodnie. Wypada nam wierzyć, że formę z Torunia zademonstrują również wtedy – rywalem będzie zespól Red Dragons Pniewy.

MH/foto-archiwum: PM