Moskała: do pełni szczęścia brakuje tylko awansu

Niepozorne warunki fizyczne absolutnie nie przeszkadzają jej w pełnieniu roli jednej z boiskowych liderek drugoligowego zespołu kobiecego Rekordu.

27 goli zdobytych w poprzednim sezonie stawia ją w rzędzie najlepszych strzelczyń bez podziału na ligi. Jej błyskotliwe akcje prowadzone głownie prawą strona boiska, na długo i niekoniecznie w najlepszym kontekście, zapadają w pamięć ligowym rywalkom. Skromna, ale nietuzinkowa Katarzyna Moskała opowiada o początkach swojej piłkarskiej przygody, popularności kobiecego futbolu w naszym kraju i wymarzonym, wyczekiwanym awansie „rekordzistek” do I ligi.

- Zaczęło się od kopania w piłkę z kuzynami, w moich rodzinnych Górkach Wielkich. Ale pierwszą dyscyplina, na którą postawiłam była koszykówka. Grałam jako obwodowa w naszym przyszkolnym zespole. Mając 14 lat trafiłam jednak do piłkarskiej „starej” Wisły Skoczów, w której zdążyłam rozegrać dwa niepełne czasowo mecze ze względu na czasowy limit. Po czym klub rozpadł się. Niedługo później zadzwonił do mnie trener Czarnych Gorzyce – Mariusz Ilnicki i to tam trafiłam na kolejne dwa lata. Dojazdy na mecze i treningi były uciążliwe, do Gorzyc dowoził mnie tata. Ale wszystkie te niedogodności rekompensowały wyniki zespołu, co roku awansowałyśmy do wyższej ligi. Niestety po awansie do I ligi klub przetrwał tylko przez jedną rundę i zimą wszystko się rozleciało. Nie minął miesiąc od tego momentu, kiedy zadzwonił do mnie z zaproszeniem na zajęcia do Rekordu trener Tomasz Skowroński. Tak trafiłam do Cygańskiego Lasu, co było już dla mnie o wiele łatwiejsze w kontekście przejazdów, bo bliżej i w większej grupie. Przez jakiś czas dojeżdżałam do Bielska z Pauliną Marchewką i Magdą Sukiennik. No i tak jestem „rekordzistką” już 2,5 roku. Tu jest całkiem inaczej, niż w moich poprzednich klubach. Weźmy za przykład Gorzyce, tam każda nowa dziewczyna w zespole miała na starcie „przerąbane”, w Rekordzie z tym się nie spotkałam, tu od początku było mi o wiele łatwiej.

Piłka nożna ma wśród kobiet coraz większe wzięcie. W miejsce upadających efemeryd powstają nowe kluby, a rozgrywki ligowe nabierają z każdym sezonem szerszego wymiaru. Tak przynajmniej postrzegają to zjawisko osoby z piłkarskiego środowiska. Czy w istocie podobnie widziane jest to „od środka”? Skrzydłowa Rekordu definiuje to w ten sposób. - Popularność kobiecej piłki? Hmmm…grając w naszym zespole, występując w meczach na poziomie drugiej ligi, dostrzegam coraz więcej nowych dziewcząt biegających po boisku. Ale w tzw. powszechnym odbiorze wciąż wiedza o kobiecym futbolu jest nieduża, niewielu wie o tym, że kobiety „na poważnie” uprawiają futbol. Mogą to zmienić wyniki reprezentacji, choć przyznam, że sama nie wykazuję jakiegoś mega-zainteresowania. Oglądam mecze z udziałem naszej reprezentacji od czasu do czasu. Ale pochwalę się, że mam w kadrze dwie koleżanki z dawniejszych lat – Nikol Kaletkę i Ewelinę Kamczyk. Oczywiście, że przykłady Katarzyny Kiedrzynek występującej w PSG i Ewy Pajor grającej w Wolfsburgu pobudzają wyobraźnię. Zresztą przeciwko Pajor miałam okazję grać kiedyś na olimpiadzie młodzieży. Do przerwy prowadził mój zespół 2:0, ale w drugiej połowie Ewa zastrzeliła trzy bramki i przegrałyśmy 2:3. A moje marzenia nie sięgają wyżej niż Ekstraligi, zresztą wcale się do nich nie przywiązuję.

I w tym miejscu przechodzimy już do sfery tego, co mogłoby lub może się wydarzyć karierze K. Moskały i dziewczęcego zespołu „biało-zielonych”. – Każda zmiana niesie z sobą zbyt dużo niewiadomych, za wiele niepewności, stąd nie mam szczególnie wybujałych wyobrażeń. Jakaś tam propozycja kiedyś padła, ale nie sądzę, żeby znalazł się drugi taki klub, który zaproponowałby podobne warunki do grania i trenowania jak Rekord, gdzie zresztą pracuję w klubowym Ośrodku. Tutaj do pełni szczęścia brakuje nam tylko awansu do I ligi. Jest świetna atmosfera, jest cel, jest bardzo dobra grupa ludzi. Ale celu osiągnąć nam się wciąż nie udaje! Nie wiem jaka jest tego przyczyna, choć co roku przed startem nowego sezonu powtarzam sobie – aby nas tylko kontuzje nie wykończyły. Każdego lata rozpoczynamy przygotowania w bardzo licznym gronie, które jednak z biegiem sezonu mocno kruszeje. Tak było wiosną, gdy z urazem zmagała się np. Klaudia Nowacka, albo kiedy na samym finiszu kontuzja wykluczyła z gry „Andrzeja” (Klaudię Kubaszek – przyp. TP). Czemu tak się dzieje, tego akurat nie wiem. Sama zresztą też nie dołożyłam „od siebie” w ostatnich kolejach. W każdym z ostatnich trzech meczów miałam jedną okazję bramkową, nie strzeliłam nic – mówi jedna z najlepszych snajperek ligowych kraju, co obiektywnie potwierdza poniższa statystyka portalu kobiecapilka.pl. Zapytana o swoje sportowe marzenie odpowiada krótko, zwięźle i „na temat” – o indywidualnym już mówiłam, a drużynowe - tylko awans!

TP/foto: Paweł Mruczek