Rekord B-B – Solne Miasto Wieliczka 5:2 (4:1)

Z formalnego punktu widzenia gospodarzem była ekipa z Małopolski co nie przeszkodziło biało-zielonym w odniesieniu zwycięstwa.

Rekord Bielsko-Biała – MKF Solne Miasto Wieliczka 5:2 (4:1) 

1:0 Biel (5. min.)

2:0 Franz (12. min.)

2:1 Skórski (15. min.)

3:1 Franz (19. min.)

4:1 Biel (20. min.)

4:2 Przybył (26. min.)

5:2 Biel (29. min.)

Rekord: Kałuża – Popławski, Cichy, Budniak, Franz, Wachuła, Biel, Polašek, Marek, Borowicz, Łasak, Bernat

Wbrew pozorom dla lidera potyczka z przedostatnim w tabeli Solnym Miastem nie była niczym konsumpcja bułki z masłem. Obie ekipy zostały zapewne mocno zaskoczone faktem, iż to „rekordziści” byli tylko formalnymi gośćmi meczu ostatniej w zasadniczej części rozgrywek potyczki, a gracze MKF jej gospodarzami. Umówmy się, to jednak stanowiło o wiele większy problem dla zespołu z Wieliczki, bielszczanie choć „goście”, jednak mieli bezsprzeczny i odczuwalny handicap własnego parkietu. Tym co mogło przed meczem spędzać sen z powiek trenera Andrzeja Szłapy, to kompozycja składu. Kontuzje wykluczyły z gry – Oleksandra Bondara, Kamila Surmiaka i Tomasza Gąsiora. Wskutek kartkowej absencji jedynie z perspektywy trybun meczowi przyglądał się kapitan miejscowych – Jan Janovsky. Tym samym szkoleniowiec biało-zielonych musiał dokonać zasadniczych korekt w zestawieniu czwórek. Stąd m.in. obecność na boisku od pierwszego gwizdka sędziów 17-latka – Szymona Cichego. Roszady w jakimś stopniu musiały odbić się na grze bielszczan, co momentami uwidaczniało się w działaniach defensywnych oraz w płynności gry. Jakkolwiek „usterek” w obronie bielszczanie nie uniknęli, to trudno mieć za złe tych kilka błędów. Od poważniejszych strat uchronił bielszczan świetnie dysponowany w bramce Michał Kałuża. Ale cóż dopiero powiedzieć o formie jego vis ‘a visKrystiana Brzenka? Bez żadnej cienia przesady występ byłego bramkarza Cleareksu i Rekordu należy ocenić bardzo wysoko, ustrzegł swój zespól od niechybnej „dwucyfrówki”. K. Brzenk był bez wątpienia najjaśniejszą postacią zespołu z Wieliczki, a podobny poziom starali się utrzymywać Michał Skórski oraz krótkimi momentami Piotr Myszor i Wojciech Przybył. Pozostałym, można było odnieść takie wrażenie, zabrakło determinacji lub wiary w możliwość wywiezienia z Bielska-Białej korzystniejszego rezultatu.

Za to gracze lidera mimo wspomnianych wcześniej ubytków zademonstrowali kilka bardzo efektownych akcji ofensywnych, a gole strzelane przez Łukasza Biela i Rafała Franza z pewnością będą jednymi z ładniejszych w (po)ligowym magazynie. Mając bezdyskusyjną przewagę w polu, a od ok. 30. minuty niezagrożone, trzybramkowe prowadzenie, „rekordziści” zwolnili nieco tempo gry w końcówce meczu. Komplet punktów był już zapewniony, a w niedalekiej perspektywie czasowej (najbliższy piątek) czeka pierwsze finałowe starcie Pucharu Polski z chorzowianami.

TP/foto: Paweł Mruczek